Biuro Prasowe Jasnej Góry – Pamiątka odzyskania wolności z rybami w tle

Pamiątka odzyskania wolności z rybami w tle

26 grudnia 2025, Michał Bortnik
kategorie: Paulini, Kościół w Polsce, Świat, Jasna Góra, Ojczyzna

Na temat o. Kordeckiego słów kilka już padło. Więcej niż kilka nawet, bo obiektywnie patrząc – wsławił się, a miał czym. Podczas potopu (szwedzkiego, należy dodać) po murze procesje urządzał między kulami świszczącymi, niosąc Pana Jezusa i nadzieję w serca ludzi wlewając. A kule leciały w stronę Jasnej Góry bezskutecznie próbując mury skruszyć. Ale po kolei; do ryb też dojdziemy.

Sienkiewicz

Choć tendencją dzisiaj jest, by znane historie doczekiwały się swoich ekranizacji na pewnej popularnej wśród wielu platformie streamingowej, potop szwedzki, (dzięki Bożej Opatrzności) takowej się nie doczekał. Za przybliżenie tejże historii zabrał się za to znany pisarz polski – Henryk Sienkiewicz. Nie stworzył on jednak powieści duchowej traktującej o paulinach, ale „mięsistą” opowieść o silnych mężach z polskiej ziemi. I tu właśnie otwiera się przestrzeń dla o. Kordeckiego…

Poznanie

Dla tych, co kochają Boga, pozostaje On centrum wszystkiego. Dla nich ważna jest też Matka Boża. A jak zapytać Polaka o miejsce najbardziej kojarzone z Matką Bożą, to z precyzją strzelca wyborowego mogę stwierdzić, że w zdecydowanej większości wymieni on Jasną Górę. I co dalej z tym faktem? A no to, że pomimo tego jest jednak wielu, co Jasnej Góry nie kojarzą. Nie byli, nie widzieli i ogólnie mgliste, bądź żadne pojęcie mają.

W tym miejscu przechodzimy do sprytnego powiązania „Potopu” Sienkiewiczowego z o. Kordeckim: młodzież. Młodzież szkolna, co lektury czyta (a przynajmniej powinna). Jeśli mają nauczyciela, który chce przeprowadzić lekcję kreatywnie, to zabiera klasę na pielgrzymkę na Jasną Górę. Jako, że wielu z nich przyjeżdża tu wtedy właśnie po raz pierwszy, dzieciaki otwierają oczy (i nie tylko) ze zdziwienia, że to taki duży obiekt, że jednak dużo historii się tu kryje, że ładny i w ogóle… A teraz, cała na biało, wkracza karta historii z postaciami historycznymi i potopem szwedzkim na czele. Się okazuje, że w siedemnastym wieku, w gorącym okresie, kiedy Polska przechodziła wiele zawirowań (Rzeczpospolita Obojga Narodów osłabiona była wojnami), Szwecja chciała umocnić swoją pozycję w Europie. Dygresja: kiedy dwóch przedszkolaków kłóci się o to, kto jest silniejszy, najpewniej zakończy się to pokazywaniem języka i, o zgrozo, oddaleniem na „karnego jeża”. Jeśli jednak sytuacja przekłada się na dwa lub kilka państw, to ni mniej, ni więcej, kończy się to konfliktem zbrojnym. I tak właśnie w 1655 r. w naszej Polsce rozpoczyna się potop szwedzki, czyli okres wojen i walk między Imperium Szwedzkim, a Rzeczpospolitą Obojga Narodów, który trwał do roku 1660. Swoje do powiedzenia miały też: Rosja, Brandenburgia, Siedmiogród, Austria, Dania czy Holandia, ale ponieważ to nie jest rzetelny artykuł historyczny, nie będziemy się zagłębiać dalej. Dzisiaj to przecież czas trawienia wigilijnego karpia i świątecznych potraw, a nie analizy dziejów Ojczyzny.

Wracając do młodzieży, kiedy wchodzą do Bazyliki, to wisienką na torcie ich zwiedzania Jasnej Góry są kule armatnie. Przewodnicy z Jasnogórskiego Centrum Informacji z duma wskazują: TU. Tu nadal utkwione w murach widnieją kule wystrzelone z armat, które nie zdołały przemóc murów tej twierdzy, czyniąc częstochowskie sanktuarium niezdobytym. Nastolatkowie mają już wtedy najczęściej jakiekolwiek pojęcie o istnieniu paulina, o. Augustyna Kordeckiego. Co dobrze wiedzieć (w skrócie godnym już nie tylko lakonicznej informacji, lecz na miarę kilkusekundowej rolki na… no dobrze wiemy czym)? Ojciec Kordecki tęgą miał głowę; ogarniał kwestie higieny, które w tamtych czasach miały zdecydowanie inne standardy, miał poczucie estetyki, a do tego w sprawach finansowych potrafił poruszać się z rozsądkiem. Umiał mówić dosadnie, przez co niektórzy współbracia nie pałali do niego miłością. Umiał mówić tak, że ludzie chcieli go słuchać. A w trudnym momencie, jakim było oblężenie Jasnej Góry, umiał mówić tak, że ludzie nie tracili ducha. Ale co charakteryzowało go najmocniej, to zawierzenie Bogu i Matce Bożej. Był jednak sprytną owieczką Pana, nie baranem, bo kiedy nastroje polityczne zaczynały robić się nieciekawe, zachowawczo kazał wywieźć z Jasnej Góry obraz Matki Bożej w obawie przed zdradą Szwedów i ewentualnym rabunkiem. Podczas samego oblężenia, a nadmienić trzeba, że częstochowskie zamczysko jasnogórskie statut twierdzy obronnej uzyskało trzy lata przed napaścią, o. Augustyn jako przeor był jednocześnie komendantem. Znaczy się co? A no to, że na jego barkach spoczywały sprawy militarne, związane z odpowiednio dobraną kadrą żołnierską i sprzętem. Musiał też dowodzić samą obroną. Czy mu się udało? To tylko takie pytanie pułapka, by sprawdzić, Drogi Czytelniku, Twoją czujność – a dosadniej, czy nie przysypiasz po przebrnięciu przez dotychczasową część felietonu. Oczywiście, że przeorowi Kordeckiemu się udało obronić Jasną Górę. Najważniejsze, że pomógł mu w tym sam Pan Jezus. Właściwie, to można powiedzieć, że i w przenośni, ale też i dosłownie. Ojciec Kordecki podczas oblężenia brał monstrancję z Panem Jezusem i szedł z Nim murami otaczającymi Jasną Górę. To z tego został najbardziej zapamiętany.

Młodzieży przybywającej na Jasną Górę, by poznać historię prawie że percepcyjnie, bardzo to imponuje. Skąd to wiem? Czasem z nimi rozmawiam. Ostatnio była to młodzież z Zespołu Szkół nr 6 w Tychach w osobie nastolatków klasy o profilu informatycznym. Co powiedzieli? Na przykład Mateusz Sawer stwierdził: „Determinacja o. Kordeckiego była ważna. Bez niego być może to miejsce nie wyglądałoby tak, jak wygląda dziś.”.

Ale o co chodzi z tymi rybami?

Co do ryb to sprawa ma się tak – w tamtych czasach supermarketów nie było i podczas oblężenia, żaden kurier na rowerze jedzenia nie dowoził. Z tego względu zarządcy zamków i twierdz obronnych musieli dbać o zapasy na okres zimowy i na wypadek ataku właśnie. Często bywało i tak, że obrońcy, choć ducha mieli rwącego się do walki, poddawać musieli swoje twierdze, bo szerzył się w nich głód i choroby dziesiątkujące ludność. I tu dygresja dla zapominalskich – szwedzkie oddziały zaczęły oblegać Jasną Górę w listopadzie, a dokładniej osiemnastego listopada. Czyli w czasie kiepskawym jeśli chodzi o możliwości uprawy zbóż i roślin. Ci, co bronili jasnogórskiego sczytu odcięci też zostali i nie mogli wydostawać się na zewnątrz. Wniosek nasuwa się prosty – jedzenie po jakimś czasie zaczęło się kurczyć. Kiedy nadeszła wigilia, to całkiem kiepsko już było i z tego co da się wyczytać w różnych zapiskach, to wieczerza wigilijna była dość skromna. Ojciec Kordecki wiedział jednak jak ważne jest podtrzymywanie ducha w ludziach, dlatego kazał wygrywać kolędy z wieży jasnogórskiej, grając tym samym Szwedom na nosie. Tamci już powoli planowali odwrót, ale w klasztorze nikt nie mógł o tym wiedzieć. Kiedy w drugi dzień Świąt, we wspomnienie św. Szczepana, zaczęto świętować i strzelać z armat, najeźdźcy kompletnie nie wiedzieli już o co chodzi. Byli przekonani, że w klasztorze cieszą się i to swoisty pokaz siły, wiec w ich głowach był już totalny zamęt… I teraz najważniejsze – chłop z Dźbowa. To właśnie on, 26 grudnia, dobijał się do bram Jasnej Góry. Kiedy mu otworzono, wręczył zakonnikom złowione ryby, żeby mieli co jeść. On tez przekazał informację o tym, ze Szwedzi mają dość i odpuszczają (oblężenie Jasnej Góry zakończyło się w nocy z 26 na 27 grudnia). Na pamiątkę tych wydarzeń ojcowie i bracia paulini do dziś jedzą ryby w drugi dzień Świąt. Czy lubią takie jedzenie, nie będę spekulować; jedzą – to wiem na pewno.

Epilog o kulach

Czasem jak zerkam na kule wbite w mury na Jasnej Górze, to myślę o tych wszystkich ludziach, którzy „przewinęli” się przez historię tego miejsca. Są tacy jak przeor Kordecki, którym było ono bliskie, są i tacy, którzy wiedzeni… No właśnie – czym? Nienawiścią? Nieznajomością Boga? Brakiem wyższych celów w życiu? Oni chcieli to miejsce zniszczyć. Nie udało się. Jakkolwiek wzniośle to nie brzmi, to jednak „płaszcz” Maryi od wieków okrywa to miejsce. Choć kule uderzały w Jasną Górę, ona trwa i każdego roku przyjmuje tysiące serc pałających miłością do Matki. A kule uwięzione w murach są świadkami nie tyle nienawiści atakujących, co niezłomności tych, którzy kochają Matkę Bożą. Kule zarówno te z potopu szwedzkiego, jak i z innych najazdów… Bo zapomniałam wspomnieć na wstępie, że kule armatnie, które nadal przechowywane są na Jasnej Górze nie pochodzą jedynie z okresu potopu szwedzkiego, bo ataków na Sanktuarium było więcej. Jest też i taka współczesna, z działa przeciwpancernego. Tak, tak – z czasów II wojny światowej. Ale o tym może już następnym razem…

Maria Kopacka-Fornal

Najnowsze wpisy z Aktualności

Pamiątka odzyskania wolności z rybami w tle
26 grudnia 2025, Michał Bortnik, kategorie: Paulini, Kościół w Polsce, Świat, Jasna Góra, Ojczyzna

Na temat o. Kordeckiego słów kilka już padło. Więcej niż kilka nawet, bo obiektywnie patrząc …

Jasna Góra „przyozdobiona” miłością
26 grudnia 2025, Michał Bortnik

Cicha i skromna stajenka, choinki przyozdobione rękodziełem. Jak w poprzednich latach, wśród ozdób nie brakuje …

Suma w uroczystość Narodzenia Pańskiego
25 grudnia 2025, Michał Bortnik

Suma w uroczystość Narodzenia Pańskiego na Jasnej Górze przewodniczył metropolita częstochowski, abp Wacław Depo. - …

Czas wybrać najpiękniejszą „wieczernikową choinkę” – jurorem może zostać każdy
25 grudnia 2025, Michał Bortnik

Niezwykle trudnemu zadaniu sprostali w tym roku mali artyści – uczestnicy 18. Konkursu na Wieczernikową …