
O tym, że Wiara i Nadzieja przeprowadzają nas z ciemności, pustki, bezsilności do światła Zmartwychwstania przypomina dziś Maryja, Pani Pustej Soboty, Ta, która w ciszy po śmierci Syna nasłuchiwała wypełniania się słów ze zwiastowania, że "dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego", wierząc, że światło i ciemność, noc i świt należą do Boga. Jak siedem mieczów boleści przebiło Jej serce pod Krzyżem, tak teraz znaki bolesnych ran nosi na swym Jasnogórskim Obliczu. Blizny na twarzy Matki Chrystusa stają się wciąż na nowo i dla kolejnych pokoleń „zwiastunami” nadziei, że i przez nasze rany Bóg może wlewać miłość, przebaczenie i wszelkie potrzebne łaski, o ile Mu na to pozwolimy.
Maryja uczy nas trzymać się „Słowa Bożego”
By popatrzeć na Wielką Sobotę w „kluczu początku, który przeżyła Maryja, czyli zwiastowania” zachęca paulin o. Piotr Łoza. - Maryja podczas zwiastowania otrzymała obietnicę, że Słowo wypełni się w Niej, a gdy się zgodziła na to Słowo, rozpoczęła się historia Wcielenia, historia Chrystusa wśród nas – zwraca uwagę zakonnik i dodaje, że właśnie teraz, kiedy kończy się ziemska działalność Syna Bożego, Ona widzi, że to słowo się wypełnia. - Maryja nie jest zaskoczona, nie ma poczucia przegranej. To niby oczywiste, a tak dla nas ważne, bo umacniające. Matka Chrystusa patrzy na ten czas z nadzieją – podkreśla. O. Piotr wskazuje na prawdę, która rodzi nadzieję, że słowo Boże w Sobotę Ciszy wypełnia się. Uświadamia, że człowiek miewa pokusę widzieć działanie Boga wyłącznie w wydarzeniach, niejako w czynach, w ruchu, a Wielka Sobota jest czasem, kiedy nic się nie dzieje, w Kościele jest czasem „bezruchu liturgicznego”. Po śmierci Jezusa na krzyżu dotykamy tajemnicy Jego zejścia do Otchłani. - Już samo przejście Chrystusa przez śmierć jest dla nas początkiem tej dobrej nowiny, od tej pory Chrystus zaczyna zapalać Światło po tamtej stronie, bo do tego momentu było Ono, do Jego śmierci, z nami, niejako po naszej stronie. Zaczyna się rewolucja: już w Wielką Sobotę widzimy, że śmierć zaczyna tracić swoją moc. Stąd nawet trzeba nam tej ciszy samej w sobie, żeby też zobaczyć jak niesamowite rzeczy się dokonują - wyjaśnia o. Piotr. Zstępujący do Otchłani Chrystus obwieszcza Adamowi i wszystkim, którzy chcą przyjąć Jego miłość, że „królestwo niebieskie, przygotowane od założenia świata, jest już otwarte”. Jest to wydarzenie niosące radosną nadzieję, że każdy człowiek, nawet tak pogrążony w swoich ciemnościach egzystencjalnych, ciemnościach grzechu, że już wydaje mu się, że niebo stracone, może zobaczyć światłość, dla której został stworzony, chwytając ręki Jezusa-Miłosierdzia. Za kard. J. Ratzingerem zakonnik przypomniał, że Jezus wstępujący do Otchłani widział w niej niezgłębioną samotność człowieka, spowodowaną i osobistym grzechem, i grzechem innych ludzi, różnorakim cierpieniem, nieprzekraczalnością ja-ty, i w taką samotność zapragnął wejść Syn Boży. O. Piotr zauważa, że Maryja Wielkiej Soboty kojarzy się mu z Maryją, która jest adwentowa, a Tę symbolizuje światło roratnej świecy. - Adwentowa Maryja oczekuje dziecka, które ma zbawić świat. Roratka symbolizująca małą, pokorną Maryję, urasta do paschału. Teraz ta roratka, która wypełniła niejako swe zadanie, rozświetla otchłań. Jezus wchodzi w ciemności i zapala Światło. Maryja przynosi to Światło, bo Ona przyniosła Chrystusa – mówi paulin. Wyjaśnia, że właśnie dlatego Wielka Sobota wypełniona jest nadzieją. Nawet dekoracje w kościołach są w jasnych barwach, grób Pański nie jest dekorowany w czarnych tonacjach a w jasnych i „jaśnieje Chrystus”, który JEST z nami w EUCHARYSTII. - Maryja w tym otwarciu na Światło chce nam pomagać, by się nie bać, by zaufać miłości Boga, Ona nas przekonuje, że Bóg jest po naszej stronie - podkreśla o. Piotr. Na Jasnej Górze szczególną wymowę ma tradycja usytuowania w Wielki Piątek Grobu Pańskiego w Kaplicy Matki Bożej, jak zauważają paulini, „pod sercem Maryi”.
- Jezus nawet na ten jeden jedyny dzień w roku nie zostawił nas samych, zostawił nas ze swoją Matką. Jak małe dzieci nigdy nie zostawia się w domu samych, tak i Jezus zostawił nas na tę „Pustą Sobotę” pod opieką Maryi – podkreśla paulin.
Blizny, które…koją
Jak siedem mieczów boleści przebiło Jej serce pod Krzyżem, tak teraz znaki bolesnych ran nosi Maryja na swym Jasnogórskim Obliczu. Blizny na twarzy Matki Chrystusa stają się wciąż na nowo i dla kolejnych pokoleń „zwiastunami” nadziei.
Prawy policzek Matki Bożej znaczą dwie równoległe rysy, przecięte trzecią na linii nosa. Na szyi widocznych jest sześć cięć. To pozostałości po napadzie na klasztor w 1430 r. Banda rabusiów po włamaniu się do Kaplicy Matki Bożej zdjęła obraz z ołtarza, ograbiła go z kosztowności i pocięła twarz Maryi. Drewniana podstawa obrazu rzuconego na podłogę pękła na trzy części. Obecna wersja Częstochowskiego Wizerunku, więc z lat 1431-1433, jest po restauracji dokonanej także przez malarzy z zachodniej Europy. Po odrestaurowaniu, a w dużej mierze namalowaniu wizerunku na nowo, zachowano rany na obliczu Matki Bożej, pokrywając je cynobrem. Są one ważnym elementem Obrazu o bardzo silnej wymowie.
- Paulini zostawili te rysy, aby każdy mógł się w nich odnaleźć. Życie nie jest łatwe, często porysowane i zranione. Kiedy patrzymy na te rany, widzimy, że Maryja jest bardzo do nas podobna, ale dostrzegamy również, że te rany mogą się zagoić – mówi o. Paweł Subik jeden z kustoszy Obrazu Nawiedzenia, czyli na co dzień odpowiedzialny za przebieg peregrynacji kopii Obrazu jasnogórskiego. Paulin zauważa, że te rany mają nam przypominać scenę spod krzyża, bo „tam Maryja bierze nas za swoje dzieci, przebacza, z jej serca wypływa miłość do każdego, kto przyjmie Jezusa za swojego Pana i Boga”.
– Jest jakoś łatwiej, gdy się patrzy na te rysy. Człowiek często zakłada maski, chce wyglądać pięknie, ale gdyby tak prześwietlić nasze życie, to zobaczylibyśmy, że jest tam wiele ran – mówi zakonnik i podkreśla, że jeśli tylko „pozwolimy Bogu wejrzeć na te nasze rany i oddamy Mu to, co nas boli, to On wleje tam swoją łaskę i miłość, będziemy potrafili przebaczyć winowajcom, którzy nas zranili, a przebaczyć to być człowiekiem wolnym i tym, który idzie za Bogiem”.
Poprzez inicjatywę peregrynacji Jasnogórskiego Obrazu Nawiedzenia kard. Wyszyński pragnął jeszcze mocniej związać katolików ze swoją Matką i Królową. Jak przyznają paulini opiekujący się Obrazem w czasie jego odwiedzin w parafiach, peregrynacja jest czasem łaski. - Tak po ludzku widzę ludzi, którzy płaczą. Kiedy Ona przyjeżdża, to idzie Duch Boży z Nią. Nieraz ludzie przez całą noc się gromadzą przy obrazie, a Maryja wskazuje im na Chrystusa. Ludzie potrzebują kontemplacji, twarz Maryi Jasnogórskiej jest przepiękna, poraniona a ludzie poranieni przez życie odnajdują się w tych ranach. Są świadectwa nawróceń. Maryja przywraca też na nowo Bogu kapłanów, ich pierwotną gorliwość - opowiada o. Paweł.
Benedykt XVI w swojej encyklice o nadziei ukazuje Maryję jako stworzenie przepełnione radością i promieniujące nadzieją. Ona płynie przede wszystkim ze zmartwychwstania, które przeniknęło Jej życie, czyniąc Ją pełną radości Matką uczniów Jezusa. W zakończeniu encykliki o nadziei chrześcijańskiej Benedykt XVI w modlitwie skierowanej do Maryi pisze: „Radość zmartwychwstania dotknęła Twego serca i złączyła Cię w nowy sposób z uczniami, którzy mieli stać się rodziną Jezusa przez wiarę. Byłaś pośród wspólnoty wierzących, która w dniach po Wniebowstąpieniu modliła się jednomyślnie o dar Ducha Świętego (por. Dz 1,14) i otrzymała Go w dniu Pięćdziesiątnicy. «Królestwo» Jezusa okazało się inne od tego, które ludzie mogli sobie wyobrazić. To królestwo rozpoczęło się w tamtej godzinie i nie będzie miało końca. Tak więc pozostajesz pośród uczniów jako ich Matka, jako Matka nadziei” (SS 50).
O tym, że „w rysach matki rozpoznajemy największe podobieństwo do jej dzieci” przekonywał bł. kard. Stefan Wyszyński i uczył, że „jeżeli więc chcemy poznać Syna, musimy przyglądać się Matce. Matka prowadzi do Syna!”.
Mirosława Szymusik